Samonapędzajacy się mechanizm depresji

ID-10061118Weź się w garść! Przecież nie jest tak źle… Mogłoby być gorzej. Patrz na jasną stronę życia. Zacznij myśleć pozytywnie…

Mimo wielu akcji społecznych dotyczących depresji trudno jest nie oprzeć się wrażeniu, że przytoczone przez mnie w pierwszym zdaniu przykładowe „pocieszenia” i „dodawacze otuchy” są tym co jako pierwsze przychodzi do głowy wielu ludziom, gdy widzą bliską osobę z obniżonym nastrojem. Bardzo często przyjaciele i rodzina osoby w stanie depresyjnym, są zdziwieni, że nie dostrzega ona ewidentnych życiowych szans lub promyków nadziei na tym „pełnym beznadziei świecie”. Właśnie ten brak otwartości na szanse bywa przyczyną złości na osobę depresyjną. Bliscy rozumują tak: „no ok, wiem, że masz tę swoją depresję, że ci się nie chce, nie masz energii i w ogóle, ale skoro już coś pozytywnego się pojawiło na horyzoncie to dlaczego do licha się nie ogarniesz”.

Wyczerpane zasoby

Mające już prawie rok badanie (ukazało się w styczniu 2015) rzuca nieco więcej światła na to, co dzieje się w umyśle osoby cierpiącej na depresję. Tłumaczy też dlaczego depresja rzadko przechodzi sama z siebie i dlaczego stany obniżonego nastroju utrzymują się samoistnie dość długo. Opublikowany w Journal of Affective Disorders artykuł dotyczy wpływu depresyjnych myśli na pamięć i przetwarzanie informacji. Wcześniejsze badania wskazywały na to, że u osób depresyjnych „czarne myśli” utrzymują się przez znacząco dłużej niż u osób zdrowych. W czasie opisywanego eksperymentu badacze postanowili sprawdzić jak depresyjny stan wpływa na zapamiętywanie informacji. W tym celu proszono uczestników badania, by odnieśli się do zdania typu „Jestem smutny”, albo „Ludzie mnie nie lubią”. Następnie proszono o zapamiętanie szeregu liczb. Okazało się, że osoby z depresyjnymi objawami zapamiętały aż o 30% liczb  mniej niż te, u których nie stwierdzono takich objawów. Co więcej wynik był również o 30% niższy w stosunku do osób z depresyjnymi symptomami, które poproszono o zapamiętanie liczb zanim skonfrontowano je z obniżającym nastrój zdaniem.

Uzyskane wyniki wskazują, że negatywne myśli u osób cierpiących na depresję, utrzymując się dłużej, wpływają na funkcje poznawcze (np. na pamięć). Sugeruje to także, iż procesy związane z depresyjnym myśleniem zajmują zasoby umysłu do tego stopnia, że „nie ma miejsca” na przetwarzanie informacji pozytywnych lub neutralnych. To właśnie dlatego osoby w depresji skupione są na negatywnym obrazie świata. A im bardziej skupiają się na negatywach, tym bardziej zajmują one ich zasoby umysłowe. I pętla się zamyka. Nie można dostrzec niczego co pozwalałoby rzucić choć trochę światła na ich mroczny świat…

Sytuację można porównać do „zawieszenia się” komputera. Pewne procesy obliczeniowe nie mogą być zakończone, są nieustannie powtarzane, a te, których akurat potrzebujemy, czekają w kolejce i nie są przetwarzane. W efekcie komputer próbuje np. zamknąć jakiś program, którego już dawno nie potrzebujemy, a my irytujemy się, ponieważ niezbędna nam w tej chwili aplikacja nie chce ruszyć.

Osoba w depresji przetwarza nieustannie zagrażające, „czarne myśli” i w związku z tym w jej umyśle nie ma miejsca na zauważenie i przetworzenie informacji z otoczenia, które mogły być wykorzystane jako zasób i pozytywny punkt odniesienia.

Jakie jest wyjście?

Jedną ze skutecznych dróg wyjścia z impasu jest świadomość mechanizmu utrzymywania się depresyjnych myśli i umiejętność ich zauważania. Przydatne są w tym kontekście techniki wywodzące się z podejść poznawczych i konstruktywistycznych, np. Mindfluness lub myślenie z perspektywy obserwatora zewnętrznego. Techniki wywodzące się z tego podejścia pozwalają przerwać błędne koło przetwarzania negatywnych myśli i, wracając do metafory komputerowej, powodują „odwieszenie się” systemu.

W leczeniu depresji ważnymi elementami, poza uważnością i świadomą kontrolą nieracjonalnych myśli, są:

  • zmiana strategii mentalnych powodujących pojawienie się negatywnych myśli (zazwyczaj jest tak, że pewne bodźce np. obrazy, skojarzenia, słowa powodują uruchomienie się spirali negatywnych myśli – podobnie jak w cytowanym eksperymencie hasło „ludzie mnie nie lubią” było uniwersalnym wyzwalaczem negatywnych myśli; w terapii chodzi o to, by zmienić automatyzm polegający na tym, że hasło „ludzie mnie nie lubią” skutkuje mniej depresyjnym stanem emocjonalnym),
  • budowanie pozytywnego obrazu siebie, tak by odpowiedzi na pytania kim jestem? kim chcę się stawać?, były źródłem mocy i chęci do działania, a nie rozkręcały depresyjny mechanizm rozmyślania.

Jednak by stało się możliwe wspieranie tożsamości, uczenie się nowych strategii potrzebna jest przestrzeń w umyśle. Ta dzięki badaniom takim jak to przeprowadzone przez Nicolasa Hubbarda i jego współpracowników wiemy jak ważnym elementem terapii jest nauka technik służących przerywaniu negatywnych spirali myślowych.

Praktyczne wskazówki dla bliskich

Z tego typu badań wynikają też praktyczne wskazówki dla członków rodziny, przyjaciół i znajomych osób cierpiących na depresję: (1) miej więcej zrozumienia dla faktu, że Twoja perspektywa myślowa i postrzeganie świata są naprawdę zupełnie inne i że depresyjny członek rodziny lub przyjaciel nie jest w stanie w tym momencie nawet minimalne zbliżyć się do Twojego sposobu widzenia rzeczywistości, (2) próby pokazania innej perspektywy są skazane z góry na porażkę, o ile nie stworzymy warunków do zmiany myślenia, choćby takich wyjście na spacer, (3) pomoc osobie depresyjnej może polegać m.in. na wytłumaczeniu dlaczego się tak dzieje, że jej umysł skupia się na negatywach i zmotywowanie do uczestniczenia w psychoterapii.

Przykładowe ćwiczenie Mindfulness:

Angielskie „mindfulness” często jest określane jako „medytacja uważności” lub „stan uważności”. Jednak słowo „uważność” kojarzy się powszechnie z wymagającą wysiłku umysłowego koncentracją, napięciem itp. Tymczasem jest to metoda, która polega bardziej na rozwijaniu obecności „tu i teraz” i otwartości na wszelkie pojawiające się treści doświadczeń, takie jak myśli, odczucia, wrażenia, przypomnienia, skojarzenia, obrazy, dźwięki.

Jeden z czołowych popularyzatorów tej metody , John Kabat-Zinn, stwierdza, że mindfulness jest to „celowe, wolne od osądzania skupianie uwagi, w każdym momencie, na rzeczach, takich, jakimi są”. A więc niezależnie od treści doświadczeń, ani się za nimi nie goni, ani się z nimi nie walczy. Nie ingeruje się w ich treść, ale również nie identyfikuje się z nimi. Nie tylko osoby depresyjne doświadczają owego „przyklejenia do myśli”, tak jakby były one rzeczywistością a nie np. wyobrażeniem, obawą, wspomnieniem, etc. Dla osób cierpiących na depresję lub doświadczających stanu obniżonego nastroju ważne jest aby poznać mechanizm pozwalający zdystansować się od wytworzonego w głowie negatywnego obrazu rzeczywistości.

Postawa ciała. Usiądź z wyprostowanym kręgosłupem, stopy oprzyj o podłoże, dłonie połóż luźno na udach lub kolanach. Głowę trzymaj prosto prosto (nie odchyla się do tyłu, ani nie pochyla do przodu), brodę możesz lekko przyciągnąć w stronę mostka. Możesz spoglądać na jakieś miejsce na ścianie, albo podłodze – pod kątem ok. 45 st.

Oddech. Oddychaj swobodnie, naturalnie, w swoim własnym rytmie i tempie. Istotą jest by Twoja uwaga skupiała się właśnie na oddychaniu i związanych z nim doznaniach. Niektórym osobom łatwiej jest śledzić doznania fizyczne (np. ruch) w okolicach przepony, innym w klatce piersiowej, a jeszcze innym skupiać się na przepływie powietrza przez nozdrza. Możesz wybrać to, co będzie dla ciebie najbardziej wygodne.

Uważność a myśli i emocje. Mimo, że centralnym „obiektem” skupienia jest oddech, wcześniej czy później u każdego ćwiczącego pojawią się różnego rodzaju treści: obrazy, słowa lub emocje. Czasami pociągają one za sobą rozmaite myśli, oceny i skojarzenia. Czasem zaś to myśli poprzedzają emocje i je wywołują.

Podczas ćwiczenia twoim zadaniem nie jest analizowanie czegokolwiek czy utrzymanie niewzruszonej uwagi na oddechu. Sens ćwiczenia polega na nieoceniającym zauważaniu momentów rozproszenia oraz na konsekwentnym zawracaniu swojej uwagi ku oddechowi. Pozwalasz, aby strumień treści umysłu (myśli, obrazów, wrażeń) płynął swoim własnym korytem, na swój własny sposób, a ty spoczywasz w „milczącej” obecności, w uwadze nawracającej do oddechu, w stosunku do której wszystko inne ma charakter zewnętrzny, przemijający i jest bez znaczenia.

Ważne jest przy tym przyzwolenie na to, aby bez przeszkadzania z twojej strony wypływały wszelkie emocje, wrażenia, doznania i myśli. Masz prawo doświadczać tego, czego doświadczasz, pomyśleć o tym o czym pomyślałeś, a równocześnie nie jesteś żadną z tych treści. Ćwiczenie to jest więc przeciwieństwem tłumienia czy wypierania emocji lub walki z myślami. Podobnie jak przestrzeń nieba nie walczy z chmurami – obłoki same przepływają lub ulegają rozproszeniu. Pozwól sobie obserwować każdą pojawiającą się myśl. Nawet jeśli wyda Ci się nieracjonalna, nawet jeśli poczujesz, że to głupie, że wstydzisz się tego, że w tej chwili o tym pomyślałeś lub pomyślałaś pozwól tej myśli odpłynąć robiąc przestrzeń na kolejną, która pewnie za chwilę się pojawi. Niektórym pomaga powiedzenie sobie: O! Właśnie pojawiła się taka myśl… Ciekawe co pojawi się jako następne… teraz wracam uwagą do oddechu…

Ćwiczenie może trwać około 10 -15 minut. Jednak jeśli chcesz możesz zacząć od krótszych okresów. Siła jego działania polega na regularności, metaforycznie można porównać ją do zażywania witamin czy picia ziół. Nie jest to w żadnym razie „tabletka przeciwbólowa”, której jednokrotne użycie usunie problem. Najlepiej stosować to ćwiczenie codziennie, co najmniej 1 lub 2 razy po ok. 15 min. (np. rano i wieczorem, ale to zależy od indywidualnych możliwości). Można też częściej i można dłużej (np. przez 20 – 30 min.). Zaleca się jednak rozpoczynanie od krótszych sesji i stopniowe przechodzenie do dłuższych. A także od tego rodzaju praktyki „formalnej” w wybranym miejscu i czasie, w sprzyjających warunkach. Później można ćwiczyć w praktycznie każdej sytuacji – jedząc, chodząc, stojąc w korku, sprzątając itd. (praktyka „nieformalna”). Z czasem stan uważności, nie oceniającej percepcji i obecności zaczyna rozszerzać się na okresy między sesjami, w tym także na sytuacje stresu, konfliktu i inne emocjonujące konteksty. Taki jest też dalekosiężny cel tej metody. Efektem jest „działanie bez działania, wpływ bez wywierania wpływu, zmiana bez zmieniania czegokolwiek”.

Artykuły źródłowe:

Nicholas A. Hubbard, Joanna L. Hutchison, D. Zachary Hambrick, Bart Rypma The enduring effects of depressive thoughts on working memory January 15, 2016Volume 190, Pages 208–213

Joormann, J. Cognitive inhibition and emotion regulation in depression. Curr. Dir. Psychol. Sci. 2010; 19: 161–166

Joormann, J. and Gotlib, I.H. Updating the contents of working memory in depression: interference from irrelevant negative material. J. Abnorm. Psychol. 2008; 117: 182–192

Siegle, G.J., Ingram, R.E., and Matt, G.E. Affective interference: an explanation for negative attention biases in dysphoria? Cognit. Ther. Res. 2002; 26: 73–87

O Mindfulness:

Jon Kabat-Zinn: Życie, piękna katastrofa. Mądrością ciała i umysłu możesz pokonać stres, choroby i ból.

Jon Kabat-Zinn: Gdziekolwiek jesteś, bądź. Przewodnik uważnego życia.

Jon Kabat-Zinn , Zindel Segal , John Teasdale , Mark Williams: Świadomą drogą przez depresję.

Fobie, stres potraumatyczny – „trudne” wspomnienia i co z nimi zrobić w psychoterapii

2b35ce9Z naszych badań wynika, że podczas tworzenia się wspomnień jest krótki okres, podczas którego można wybiórczo zmienić pamięć – mówi Daniela Schiller z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Nowego Jorku, gdzie prowadzono eksperymenty z udziałem ochotników. To otwiera możliwości leczenia stresu pourazowego.

Nasze wcześniejsze próby wymazywania czy zmieniania nieprzyjemnych wspomnień bazowały na stosowaniu farmaceutyków. Takie inwazyjne techniki są naszym zdaniem niepotrzebne. Używając naturalnych metod i wykorzystując wiedzę o procesie zapamiętywania, możemy zapobiec pojawieniu się strachu – tłumaczy prof. Elizabeth Phelps kierująca zespołem.

Dodajmy gwoli wyjaśnienia, że autorkom wypowiedzi nie chodzi tu o zmianę treści wspomnień, ale o zmianę związanych ze wspomnieniem emocji… Jak zatem światowe autorytety neuropsychologiczne proponują pracować z przykrymi wspomnieniami.

Na początku były szczury

LeDoux zaczynał od… szczurów. Okazało się, że można zmieniać u nich nawet stare utrwalone wspomnienia związane z lękiem, czy awersyjnym reagowaniem na pewne bodźce, ale – uwaga – trzeba je najpierw odświeżyć. Wtedy pojawiało się coś co naukowcy nazwali „okienkiem czasowym, w trakcie którego można było modyfikować pamięć o konkretnym nieprzyjemnym bodźcu. U szczurów okres ten trwał od około 10 minut do 6 godzin.

W kolejnej fazie badań prof. Phelps zaczęła więc eksperymentować z ludźmi. Dość neutralny bodziec – niebieski kwadrat – skojarzono z przykrym doznaniem – lekkim wstrząsem elektrycznym. Jak się można było spodziewać bardzo szybko pojawiła się reakcja lękowa na sam niebieski kwadrat (badano ją mierząc m.in. przewodnictwo skórne, co zapobiegało oszukiwaniu przez uczestników eksperymentu).

Co dalej…

Następnego dnia ponownie pokazywano im „przerażający niebieski kwadrat“. Zgodnie z oczekiwaniami wszyscy czuli obawę przed elektrowstrząsami. Przypomnienie tej nieprzyjemności otworzyło jednak okienko czasowe – do ok. sześciu godzin – na manipulację wspomnieniami. W grupie, której pokazywano w tym czasie kwadrat, ale nie rażono prądem, strach ustąpił. W grupie, której nic nie pokazywano, strach pozostał.

Co najciekawsze, efekt neutralizacji nieprzyjemnego wspomnienia był trwały. Gdy tych samych ludzi zbadano po roku, część nadal bała się widoku niebieskich kwadratów, a na części nie robiły one najmniejszego wrażenia.

No dobrze. A co to ma do psychoterapii i technik interwencyjnych? Otóż niektóre metody stosowane neurolingwistycznej psychoterapii wykorzystują technikę wędrówki na tzw. linii czasu do „odświeżenia wspomnień” związanych z traumatycznym doznaniem. Gdy klient doświadczy znów wspomnienia tej trudnej sytuacji przechodzimy do etapu „zmiany wspomnienia” czyli tak naprawdę zmiany ładunku emocjonalnego z nim związanego. Są to techniki używane m.in do neutralizacja fobii czy pracy z traumatycznymi wspomnieniami i efektami PTSD.

Podczas tego krótkiego okresu, gdy można zamazać nieprzyjemne wspomnienia, następuje tzw. rekonsolidacja pamięci. W tym czasie wspomnienia są niestabilne i dość łatwo można je zmodyfikować – na przykład wymazać tę ich część, która jest związana z bólem czy nieprzyjemnym wrażeniem.

– Nasza pamięć jest odbiciem tego, co się działo podczas ostatniego przypominania sobie konkretnych rzeczy, a nie tego pierwszego, oryginalnego wydarzenia – tłumaczy prof. Phelps. – Jak sądzimy(w przypadku eksperymentu z niebieskim kwadratem – komentarz PT), udało się zapisać to samo wspomnienie, ale tym razem jako bezpieczne.

Powyższe stwierdzenia są bardzo dobitnym potwierdzeniem tego, że psychoterapia to nie czcze rozmowy czy wałkowanie lub przegadywanie cierpienia. Nowoczesna psychoterapia traktująca holistycznie klienta (pacjenta) a jednocześnie stosująca techniki nastawione na leczenie konkretnych jednostek lub zaburzeń, może przynosić szybkie, trwałe i skuteczne efekty.

Nie tylko fobie…

Powyższy schemat zmiany śladów pamięciowych, po odpowiednich modyfikacjach i rozwinięciach, może być stosowany nie tylko do pracy z fobiami, traumami, czy stresem pourazowym, ale ma też zastosowanie przy pomocy osobom, które określają się jako DDA (dorosłe dzieci alkoholików) lub osobom cierpiącym na nierozwiązaną żałobę albo „patologicznie zakochanym”. Oczywiście każdy z tych niuansów wymaga modyfikacji stosowanej procedury i uwzględnienia wielu dodatkowych czynników. Np. inaczej będziemy wpływać na fobie złożone lub wtórne, przy pracy z żałobą zazwyczaj bardzo istotny jest element egzystencjalny, itd.

Patrząc szerzej mechanizm „rekonsolidacji pamięci”, czyli stworzenia nowego śladu pamięciowego w miejsce starego, powodującego cierpienie, niemożność działania czy negatywny samopotwierdzający się obraz siebie wyjaśnia dlaczego zmiany w ogóle są możliwe.

Współczesna psychoterapia może naprawdę wiele czerpać z neuronaki. Z korzyścią dla obu dyscyplin. Neuropsychologia odkrywa lub potwierdza fakty znane z obserwacji klinicznych, a w spcyhoterapii znajdujemy aplikacje owych odkryć. W końcu psychologia to nauka stosowana 🙂

Poniżej link do wywiadu z prof.Phelps, kto ciekawy niech posłucha lub poczyta:

http://www.npr.org/templates/story/story.php?storyId=121343452

Myślenie boli bardziej niż elektrowstrząsy…

ID-100349646Tak, wiem. Tytuł tego wpisu jest godny tabloidu. Ale jak to piszą niektórzy użytkownicy Twittera „niemogłemsiępowstrzymać”. A pikanterii tytułowi dodaje fakt, że nie jest on wyssany z palca, a odnosi się do interpretacji wyników pewnego eksperymentu psychologicznego.

Wyobraź sobie, że bierzesz udział w eksperymencie psychologicznym… Wyobraź sobie, że przed chwilą utrzymałeś informację, że to wyjątkowo łatwy eksperyment. Przez 15 minut nie musisz nic robić. Po prostu masz oddać się myśleniu. Wchodzisz do pustego pokoju. Nie ma w nim okien, ale jest jasno, nie ma książek do czytania, czasopism, nie ma też dostępu do bloga Psychoterapia Zmienia, bo nie ma zasięgu w telefonie komórkowym, ani WiFi. Jest krzesło i stół z jakimś dziwnym urządzeniem. Co robisz? Zaczynasz myśleć – w końcu za to zapłacą ci te kilkadziesiąt złotych. Myśli, skojarzenia, przypomnienia, wyobrażenia. Po pewnym czasie przypomina ci się, że urządzenie stojące na stole jest podłączone do prądu i może aplikować elektrowstrząsy. Naciskasz guzik… i co za ulga! Dostałeś „kopniaka” prądem. Można się oderwać od myślenia…

Dziwne? Nie zrobiłbyś tak? Być może. W artykule przeglądowym zamieszczonym w Science (Science 4 July 2014: Vol. 345 no. 6192 pp. 75-77 DOI: 10.1126/science.1250830) pod tytułem „Just think: The challenges of the disengaged mind” opisano 11 eksperymentów, w których ludzi poddawano przymusowej bezczynności. W jednym z nich niektórzy uczestnicy wielokrotnie w ciągu piętnastominutowej aplikowali sobie elektrowstrząsy. Dwie trzecie mężczyzn zrobiło to przynajmniej raz (rekordzista aż 90 razy), w przypadku kobiet jedna czwarta skusiła się na impuls.

Oczywiście z tych eksperymentów można wyciągnąć wiele wniosków (np. dotyczących ludzkich zachowań eksploracyjnych, nudy, potrzeby stymulacji, itp.). O jednym z nich usłyszałem w audycji radiowej Dwójki (PR2 Polskiego Radia) na temat Mindfulness. Jeden z zaproszonych gości zinterpretował wynik właśnie tak, jak brzmi tytuł tego wpisu: Myślenie boli bardziej niż elektrowstrząsy… (to chyba dobry moment, by podziękować za inspirację ks.Jackowi Prusakowi, który w radiu opowiedział o tym właśnie eksperymencie – co ciekawe nie było go trudno znaleźć w angielskojęzycznym internecie po hasłach „students, self-application, electroshocks”).

Co takiego strasznego może być w bezczynności? I co ciekawsze, co takiego strasznego może być w swobodnym myśleniu?

Wiedza kliniczna podpowiada, że często w momencie gdy umysł jest bezczynny, nasze myśli dotykają nas samych: tego co dla nas ważne, co na stresuje, przeraża, często tego co jest naszym obrazem samego siebie. To może nie być miłe. Jednym z elementów pracy psychoterapeutycznej jest uczenie klienta tego jak być świadomym swoich myśli, jak odróżniać myśli i poruszenia emocjonalne nimi spowodowane od bodźców płynących z otoczenia. Mindfulness jest tu bardzo pomocne, choć oczywiście nie jest jedyną drogą.

Świadomość lub nieświadomość własnych procesów myślowych, skojarzeń, szlaków jakimi nasze myśli tworzą ciągi skojarzeń, ma ogromy wpływ na nasze samopoczucie i codzienne funkcjonowanie. Dodatkowo, gdy myśli są szczególnie przykre, ludzie są w stanie zrobić sobie wiele złego (przede wszystkim sobie, ale i innym), byle tylko je zagłuszyć. Psychoterapia oparta na wiedzy o funkcjonowaniu ludzkich procesów poznawczych i neurobiologii pozwala nauczyć skutecznie radzić sobie zarówno z „trudnymi” i przykrymi myślami, jak i z intruzjami, czy flashbackami.

Pierwszym krokiem, do którego zachęcam, gdyż każdy może go samodzielnie wykonać, jest zwrócenie uwagi na to jakie myśli są najczęstszymi gośćmi w naszym umyśle. Jak brzmią? Czy związane są z nimi jakieś obrazy? Czy słyszymy je wypowiadane swoim głosem, czy może to głos… nielubianej ciotki? Co te myśli nam robią? Jaki stan w nas wywołują? Co się dzieje potem – jakie przychodzą nam do głowy skojarzenia i ciągi myślowe… No i jak przekłada się to na nasze zachowanie, motywację, interakcje z innymi. Nie trzeba ku temu żadnych specjalnych warunków: wystarczy na spacerze, stojąc w korku, jadąc tramwajem lub siedząc na nudnym zebraniu, zadać sobie pytanie: jakie myśli przychodzą mi do głowy? Zauważyć to co się pojawia, a następnie zadać sobie pytanie: a jaka myśl będzie następna? To pierwszy krok do tego, żeby móc bardziej świadomie zmierzyć się z tym co mamy w głowie. Okazuje się, bowiem, że mimo iż nosimy dumne miano Homo sapiens, to nie zawsze jesteśmy „sapiens” 😉 i trochę praktyki dobrze nam robi.

PS.

Badacze byli bardzo ciekawi czy powyższe wyniki są charakterystyczne tylko dla grupy studentów. Powtórzyli je zatem na przedziale wiekowym 18-77 lat. Uzyskali taki sam obraz. Sprawdzili jak będzie z eksperymentem nie w laboratorium, ale w domu. Znaleźli to samo (z tym, że ludzie częściej oszukiwali grzebiąc w telefonie, albo robiąc coś w ramach domowych obowiązków).

artykuł źródłowy:

Science 4 July 2014: Vol. 345 no. 6192 pp. 75-77 DOI: 10.1126/science.1250830
Just think: The challenges of the disengaged mind
Timothy D. Wilson, David A. Reinhard, Erin C. Westgate, Daniel T. Gilbert, Nicole Ellerbeck, Cheryl Hahn, Casey L. Brown, Adi Shaked

Dlaczego rozmowy leczą, czyli o tym jak dziecko ucieka przed szczekającym psem.

Osoby zastanawiające się nad podjęciem psychoterapii często zadają pytanie: czy można mi pomóc? Jak to ma się stać, że zmiana nastąpi? Jak działa ta cała psychoterapia?

IMG_7593Jednym z przełomów w czasie udanej psychoterapii jest poszerzenie sposobu patrzenia na sytuację problemową, w której znajduje się klient (pacjent). Zazwyczaj przychodzi on na psychoterapię ze zdefiniowanymi problemami i z wytłumaczeniami powodów, dla których tak się dzieje. Nie muszą to być powody szczegółowo opisane (np. fakt bycia najmłodszym, albo najstarszym dzieckiem w rodzinie, w której nie okazywano sobie emocji i nie wyrażano radości z sukcesów któregokolwiek członka rodziny) – mogą przyjmować postać pewnych uogólnień na swój temat (jestem dziwny, taki się urodziłem, widocznie taki mój los, skoro do tej pory się nie zmieniłem/am to raczej wątpię, żeby to się stało). Czasem wytłumaczenia działają na bardzo nieuświadomionym poziomie – klient zapytany co o tym sądzi odpowiedziałaby „nie wiem”, ale gdy się chwilę zastanowi, dochodzi do wniosku, że właściwie to nie dziwi go, że tak jest. Wytłumaczenia, z którymi przychodzą na terapię mają to do siebie, że pozostawiają poczucie, jakoby problem miał trwać już zawsze. A więc mamy prawdziwie tragiczną sytuację: wiem lub mam poczucie, że wiem dlaczego problem istnieje, oraz mam poczucie graniczące z pewnością, że sytuacja jest niezmienialna.

W trakcie psychoterapii klient już na samym początku może odkryć, że sposób w jaki przeżywał swoje cierpienie, stres, smutek, depresję, żałobę, złość i agresję, strach lub inne symptomy, miał (i czasem nadal ma) znaczenie adaptacyjne. To znaczy, że jest jakiś powód dla którego reaguję np. lękiem i wycofaniem. I to, że reagowałem do tej pory lękiem i wycofaniem, to był mój najlepszy sposób na przetrwanie. Oczywiście, ograniczał mnie on, ale pełnił pozytywną funkcję. Tę samą pozytywną funkcję może obecnie pełnić… inne zachowanie.

Można by to porównać do sytuacji, w której słysząc powarkiwanie psa zaczynamy uciekać ile sił w nogach. To jedyny znany nam sposób na przebycie drogi koło dziurawego płotu za którym on się czai. A pewnego dnia, spotykamy kogoś kto pokazuje nam, że gdy staniemy nieruchomo, pies co prawda nadal szczeka, ale nie zbliża się do nas na krok. I okazuje się, że to nie chodzi o to by szybciej (od psa) biegać, ale by zatrzymać się i wziąć kilka głębokich oddechów. A kto choć raz spędził jako dziecko lato na wsi, pewnie pamięta wiejskie kundle i to ile emocji kosztowało gdy jako dzieci szliśmy do sąsiadów „pożyczyć cukru” albo po prostu na spacer. Klienci przychodzący na terapię mają często takie doświadczenia, że „psy” ich goniły, a oni nie dali rady. Że w sytuacji spotkania z „psem” należy biec jak najprędzej nie oglądając się za siebie. I że najczęściej (albo wręcz zawsze) nie udaje się uciec. Że strach jest oznaką słabości. Że inni się nie boją, a z nimi coś nie tak.

Psychoterapia pomaga przyjrzeć się tej sytuacji z dystansu i zobaczyć szersze tło. Zrozumieć co się tak naprawdę działo kiedyś. Co się dzieje TERAZ. Pozwala zyskać swobodę przeżywania problemu w inny sposób.

Psychoterapeutyczne rozmowy są między innymi formą eksperymentowania ze schematami myślenia i funkcjonowania. Wyjście poza schemat pozwala zacząć uczyć się innych sposobów zachowania. A to kolejny krok tego „jak działa psychoterapia”.

cdn.

PS.

Czasem okazuje się, że nie taki straszny pies jak go malują 😉

Po co nam poczucie winy?

Na początek cytat:

„Bardzo często żałoba komplikuje się poczuciem winy. Człowiek myśli ile rzeczy mógł zrobić lepiej, ale nie zrobił. Oskarża się o zaniedbania. To cierpienie objawia się smutkiem. Poczucie winy jest normalnym sposobem poradzenia sobie z doświadczeniem bycia niedoskonałym.”

MANUAL TO SUPPORT PROFESSIONALS DURING THEIR WORK WITH DYING AND BEREAVED PERSONS

ID-10022136Poczucie winy, emocja, która została skazana na banicję, przez wielu pomagaczy, psychologów, psychoterapeutów, emocja o której napisano tomy wskazując jej destrukcyjny wpływ, dotykając idealnego ja itp, JEST często wyrazem miłości i smutku, że może mogliśmy lub nie chcieliśmy czegoś zrobić lepiej. Doświadczenie własnej niedoskonałości jest często rezultatem pragnienia by kochać „lepiej”. Fakt, że często nieracjonalne, podobnie jak nieracjonalna bywa złość, radość, smutek, irytacja, zawód, itp.
Stosowany przeze mnie w codziennej praktyce sposób pracy z emocjami zakłada odkrycie „pozytywnej intencji” – funkcji emocji. Oczywiście bywa i tak, że poczucie winy jest w nas wzbudzane przez innych i jest wtedy narzędziem manipulacji. Także wtedy warto zadać sobie to podstawowe pytanie:

  • O czym mi mówi ta emocja (w tym wypadku poczucie winy) w relacji z tą osobą?
  • Co mi mówi o mnie i moim sposobie odbierania świata?
  • Co mi mówi o tej osobie?
  • Jak jej potrzeba (wartość, przekonanie) jest niezaspokojone, że ona to robi?
  • Jaka moja potrzeba jest niezaspokojona?
  • Jakiej emocji wolałbym doświadczać w tej sytuacji z ta osobą?
  • Co mogę zrobić by inaczej przeżywać tę sytuację?

Ten sposób przyglądania się emocjom maksymalizuje szansę na konstruktywne przepracowanie nie tylko samej emocji ale otwiera także drogę do konstruktywnej zmiany dynamiki relacji.
Często mówi się, żeby z emocjami nie walczyć, nie zaprzeczać im, nie oceniać. Podane powyżej przykładowe pytania są praktycznym sposobem tego co można zrobić zamiast. A więc przyjrzeć się temu z jakiego powodu się pojawiają i co nam mówią o nas i całej sytuacji…

W małżeństwie mapa także nie jest terytorium

ID-10078735Czy możemy przyjąć choć na chwilę, że w interakcjach z ludźmi, reagujemy nie tyle na konkretne ich zachowanie, ale na to jak je widzimy i interpretujemy?

Przykład: widzimy uśmiech na twarzy pasażera pociągu siedzącego na przeciw nas, interpretujemy go jako wyraz sympatii, odwzajemniamy. Znajdą się jednak osoby, które zinterpretują go jako śmianie się z nich i czym prędzej sprawdzą w lustrze czy przypadkiem nie mają czegoś na twarzy 😉

Mówiąc żargonem konstruktywistów: reagujemy , najczęściej emocjami i działaniami, na obrazy i myśli (konstrukty), które tworzymy obserwując innych ludzi. Często sposoby powstawania tych interpretacji pozostają poza naszą świadomością lub są tak automatyczne, że nie zwracamy na nie należytej uwagi.

Mając w głowie takie założenie, z wielkim zainteresowaniem przeczytałem podsuniętą mi przez koleżankę psychoterapeutkę książkę Terrence’a Reala „Nowe zasady małżeństwa. Co musisz wiedzieć, żeby wspomóc waszą miłość.”

Fragmentem, który szczególnie zainspirował mnie z powodu swego konstruktywistycznego charakteru, jest rozdział poświęcony Najgorszemu Negatywnemu Wizerunkowi (NNW) partnera. Terrence Real pisze, że w istocie nie reagujemy na to, co partner w danym momencie robi. Zazwyczaj nosimy w sobie NNW i gdy partner robi coś, co potwierdza choć w małym stopniu ów Najgorszy Negatywny Wizerunek, uruchamiamy reakcję na naszą wewnętrzną reprezentację – a więc „mapę” czy obraz tego zachowania – a nie na samo zachowanie.

Jako antidotum autor poleca stworzenie wspólnie listy zachowań potwierdzających NNW partnerów i listę zachowań podważających NNW partnerów. Lista owa może posłużyć jako kompas we wzajemnym „zadowalaniu się” partnerów. Jednocześnie warto zauważyć, że im częściej będą się w repertuarze zachowań małżonków pojawiały te podważające NNW, tym głębsza będzie dekonstrukcja przekonań na temat „beznadziejności” partnera i tym bardziej będzie wzmacniany pozytywny obraz partnera.

Wychodząc poza kontekst terapii par można by sobie zadać pytanie, czy prawidłowość ta nie dotyczy również większości, jeśli nie wszystkich relacji społecznych. Czy przypadkiem nie jest tak, że nosimy w sobie Najgorsze Negatywne Wizerunki wkurzających nas kolegów i koleżanek z pracy? Czy nie mamy takiego NNW naszego szefa? Czy nielubiany polityk nie jest postrzegany głównie poprzez zainstalowany w naszej głowie Najgorszy Negatywny Wizerunek Polityka? Czy wreszcie medialni komentatorzy nie uruchamiają emocji swoich odbiorców poprzez karmienie ich narracją wzmacniającą NNW osób, instytucji czy wydarzeń?

Poznanie to konstruowanie mapy rzeczywistości. Poznawanie jest zatem tworzeniem mapy rzeczywistości. A więc akt poznawczy zmienia rzeczywistość (jakakolwiek by ona była), gdyż to, co pojawia się w naszym umyśle jako jej obraz, jest w równej mierze wynikiem zniekształcającej percepcji, jak i naszej twórczości, dopasowującej elementy „układanki” do posiadanych już wzorców.

Jak zatem zmieniłyby się nasze relacje społeczne (w tym emocje i zachowania) gdybyśmy byli bardziej świadomi jakie NAJGORSZE NEGATYWNE WIZERUNKI otaczających nas ludzi nosimy w sobie?

I na koniec: jaki mamy Najgorszy Negatywny Wizerunek siebie samych? Co by się zmieniło w naszym stanie emocjonalnym, motywacji, skuteczności, gdybyśmy nauczyli się inaczej z niego korzystać?

Pytania w naszej głowie

ID-10080829Dzisiejszy wpis dedykuję trzem osobom: moim dwóm klientkom pani A. i pani B., a także Eleonor Longden, której słowa poruszyły nasze serca. Niniejszy wpis to jednocześnie wyraz wdzięczności – chcę nim pokazać ile, jako psychoterapeuta, zawdzięczam swoim klientom. Inspiracje, doświadczenia, nauka, poruszenia serca… A zatem do rzeczy! Dziś będzie o pytaniach, które sobie zdajemy i o tym co one z nami robią.

Jedną z ważnych interwencji w psychoterapii i powodem, dla którego „rozmowy leczą”, jest wywodzące się z konstruktywizmu poznawczego przeformułowanie. Ludzie poznając świat budują sobie obraz środowiska, innych ludzi, siebie samych. Rozmawiają także ze sobą o świecie, innych ludziach i sobie samych. Te rozmowy przyjmują postać wewnętrznych monologów wypełnionych stwierdzeniami, komentarzami lub pytaniami. Owe komentarze, stwierdzenia i pytania pojawiają się jako reakcje na to co dzieje się w otoczeniu, na interakcje z ludźmi, a także wtedy gdy doświadczamy różnych emocji. Czasem, jak w historii, którą za chwilę przytoczę nie do końca wiadomo skąd się biorą. Jednakże zamiana tego co do siebie mówimy lub pytań jakie sobie zadajemy prawie zawsze przynosi nieoczekiwane rezultaty.

A oto Eleonor Longden i jej historia:

Kiedy pewna siebie i beztroska Eleanor Longden rozpoczynała studia, była taka sama, jak wszyscy inni studenci. Wszystko się zmieniło, kiedy zaczęła słyszeć głosy. Początkowo nieszkodliwe, a z czasem coraz bardziej natarczywe, głosy zmieniły jej życie w koszmar. Zdiagnozowano u niej schizofrenię, podano leki i odrzucono, bo system nie wiedział jak jej pomóc. Longden opowiada wzruszającą historię o wieloletniej drodze do odzyskania zdrowia psychicznego. Dziś przekonuje, że przetrwała tylko dzięki temu, że nauczyła się słuchać swoich głosów. (źródło: TED)

Poza niezwykłością objawów historia jakich wiele. Objaw niezrozumiany, poddany społecznemu ostracyzmowi i porównaniu „lepiej już mieć raka niż schizofrenię”, zostaje wyniesiony do rangi czegoś, co określa to, kim jesteś. Już nie dobrze zapowiadającą się studentką a schizofreniczką. W przypadku wielu moich klientów, nie chodzi o psychozę, ale istota jest ta sama: już lepiej być chorym na ciele niż żeby było ze mną „coś nie tak” w sferze psychiki.

Jedna z moich klientek zwróciła uwagę, że podobnie jak bohaterka wystąpienia zadaje sobie pytanie: Co jest ze mną nie tak?

A pytanie alternatywne mogłoby brzmieć: Co się ze mną dzieje? Czego doświadczam?

Jak mówi (podobno) chińskie przysłowie: Uważaj co do siebie mówisz, bo przypadkiem możesz się słuchać. Właściwie, to wiadomo, że raczej słuchamy tego co do siebie mówimy i działamy zgodnie z podszeptami tego co nam przychodzi do głowy. Zmiana zachowania, zmiana samopoczucia, zmiana poczucia tego kim jesteśmy i na co nas stać dzieje się m.in. przez zmianę pytań jakie sobie zadajemy.

Co się ze mną dzieje? – to dobre pytanie na początek. Czego mi potrzeba? Kto mi może dać to czego potrzebuję? Jak mogę się tego nauczyć? Czego mi potrzeba, żeby się tego nauczyć? Co mnie powstrzymuje? Itd. To tylko przykładowe pytania, które służą nam lepiej niż „co jest ze mną nie tak?”.

Kiedy zadamy sobie odpowiednie pytanie i znajdujemy na nie odpowiedzi, nawet te, które nie są zgodne z naszymi początkowymi, może nieadekwatnymi wyobrażeniami na temat „ratunku”, pojawia się nadzieja. Nadzieja osadzona w sile, która prowadzi do zmiany. Tak jak w przepięknym zdaniu Eleonor Longden: Nawet jeśli w maju pada śnieg, trzeba mieć nadzieję, że nadejdzie lato!

PS. A teraz jeszcze słówko a propos zdania „Nawet jeśli w maju pada śnieg, trzeba mieć nadzieję, że nadejdzie lato!”. To jedno z ważniejszych jakie usłyszałem. Wierzę, że lato nadejdzie także i dla was 😉

Infografika do „21 minut wystarczy, by ocalić małżeńskie szczęście”

W marcowym wpisie pt. „21 minut wystarczy, by ocalić małżeńskie szczęście!” opisałem badanie, wnioski i praktyczne ćwiczenia dotyczące małżeńskiej satysfakcji.

Oczywiście to zapewne tylko jedna z wielu zmiennych, ale pewnie istotna skoro dość wyraźnie pokazała się w badaniu. A skoro tak, to przygotowałem infografikę na ten temat. Niech idzie w świat 😉

 

21 minut by ocalic szczescie

Czy „pozytywne myślenie” szkodzi?

ID-10087571Bądź realistą! Zejdź na ziemię! Świat dzieli się na optymistów i dobrze poinformowanych! – te i im podobne zdania każdy z nas słyszał zapewne nie raz. Na przeciwległym biegunie są stwierdzenia typu – Wszechświat sprzyja Twoim zamiarom! Myśl pozytywnie! No jak do tego wszystkiego ma się przypisywane Edisonowi zdanie: Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz tego dokonać?

No więc jak to jest z tym pozytywnym myśleniem? Szkodzi czy pomaga?

Jak zazwyczaj w przypadku psychologicznych dylematów odpowiedź brzmi to zależy… A zatem poniżej postaram się opisać od czego 😉

W mającym już prawie 4 lata badaniu dotyczącym pozytywnego fantazjowania Heather Barry Kappes i Gabriele Oettingena poprosiły studentów aby zapisali sobie zadania na najbliższy tydzień. Potem część z nich poproszono o to by wyobrazili sobie wszystko w ciągu najbliższego tygodnia poszło wspaniale, wręcz najlepiej jak mogło. Druga część poproszona została o zapisanie swoich myśli i odczuć na temat nadchodzącego tygodnia i oczekujących zadań. Okazało się, że studenci, którzy uruchomili „super pozytywne fantazje” nie tylko czuli mniejszą energię i motywację do działania niż grupa kontrolna, ale także zrealizowali mniej zadań ze swej listy w ciągu owego tygodnia, niż studenci z drugiej grupy.

Nie jest to może nic odkrywczego – rzeczy dzieją się od działania a nie od marzenia o nich. Jednak badanie to i im pokrewne pokazuje, że nadmierne pozytywne „odloty” w marzenia nie tylko nie pomagają, ale wręcz szkodzą. Dzieje się tak dlatego, że nasz umysł oszukuje nas – podczas snucia pozytywnych wizji wchodzimy w stan, w którym czujemy się tak, jakbyśmy już osiągnęli cel. A tymczasem on wciąż jest przed nami. Nie dość, że nasz umysł i ciało przechodzą przez stan mobilizacji do spoczynku po wykonanej pracy, to jeszcze potem doświadczamy rozczarowania, że to jednak się nie wydarzyło. Tak jakby ktoś obudził się w lepiance ze snu, w którym był milionerem.

Krytycy pozytywnego myślenia doradzają żeby skupiać się na tym co jest „rzeczywiste” a więc na problemach i przeszkodach. W końcu one są jedyną pewną na tym świecie rzeczą… Za Murphym powtarzają: jeśli coś może pójść źle to na pewno pójdzie. Jednak eksperymenty pokazują, że taki sposób myślenia o przyszłości daje równie złe rezultaty jak nadmierny optymizm.

Autorki cytowanego powyżej badania proponują rozwiązanie, którego bogactwo polega na skojarzeniu obu perspektyw: pesymisty i optymisty.

  1. Uruchom wyobraźnię. Pozwól sobie na marzenia. Pomyśl jak to będzie gdy marzenie się spełni, cel zostanie osiągnięty?
  2. W drugim kroku pomyśl o przeszkodach. O tym co może Cię powstrzymać.

Powyższa metoda nazwana „kontrastowaniem” przynosi mierzalne w badaniach rezultaty. Jak piszą autorki: „jeśli cele są realistyczne i właściwie sformułowane, efektem jest większa motywacja i energia do działania, a w efekcie osoby stosujące osiągają lepsze rezultaty niż tzw. pesymiści lub optymiści”. Stosowne badania przeprowadzono na osobach starających się zadbać o aktywność fizyczną lub bardziej odpowiednią dietę.

W kolejnym wpisie pokażę jak elementy takie jak „realistycznie sformułowane cele” i „marzenia połączone z kontrastowaniem” mogą być stosowane w codziennym życiu, a także o tym jak używa się ich w pracy psychoterapeutycznej. A w planach mamy infografikę pod roboczym tytułem: jak w 5 (albo 6 krokach) pomóc marzeniom stać się rzeczywistością – czyli o „złotej myśli” Edisona, którą wspomniałem na początku wpisu. Do kolejnego razu!

Artykuły źródłowe:

21 minut wystarczy, by ocalić małżeńskie szczęście!

Tytuł mojego dzisiejszego wpisu wydaje się być zagrywką a’la poradnik „Jak osiągnąć szczęście i oświecenie w weekend” tymczasem jest oparty na naukowym badaniu przeprowadzonym na 120 parach małżeńskich w ciągu 2 lat! A na końcu zamieszczam praktyczne ćwiczenie… Continue reading