Myślenie boli bardziej niż elektrowstrząsy…

ID-100349646Tak, wiem. Tytuł tego wpisu jest godny tabloidu. Ale jak to piszą niektórzy użytkownicy Twittera „niemogłemsiępowstrzymać”. A pikanterii tytułowi dodaje fakt, że nie jest on wyssany z palca, a odnosi się do interpretacji wyników pewnego eksperymentu psychologicznego.

Wyobraź sobie, że bierzesz udział w eksperymencie psychologicznym… Wyobraź sobie, że przed chwilą utrzymałeś informację, że to wyjątkowo łatwy eksperyment. Przez 15 minut nie musisz nic robić. Po prostu masz oddać się myśleniu. Wchodzisz do pustego pokoju. Nie ma w nim okien, ale jest jasno, nie ma książek do czytania, czasopism, nie ma też dostępu do bloga Psychoterapia Zmienia, bo nie ma zasięgu w telefonie komórkowym, ani WiFi. Jest krzesło i stół z jakimś dziwnym urządzeniem. Co robisz? Zaczynasz myśleć – w końcu za to zapłacą ci te kilkadziesiąt złotych. Myśli, skojarzenia, przypomnienia, wyobrażenia. Po pewnym czasie przypomina ci się, że urządzenie stojące na stole jest podłączone do prądu i może aplikować elektrowstrząsy. Naciskasz guzik… i co za ulga! Dostałeś „kopniaka” prądem. Można się oderwać od myślenia…

Dziwne? Nie zrobiłbyś tak? Być może. W artykule przeglądowym zamieszczonym w Science (Science 4 July 2014: Vol. 345 no. 6192 pp. 75-77 DOI: 10.1126/science.1250830) pod tytułem „Just think: The challenges of the disengaged mind” opisano 11 eksperymentów, w których ludzi poddawano przymusowej bezczynności. W jednym z nich niektórzy uczestnicy wielokrotnie w ciągu piętnastominutowej aplikowali sobie elektrowstrząsy. Dwie trzecie mężczyzn zrobiło to przynajmniej raz (rekordzista aż 90 razy), w przypadku kobiet jedna czwarta skusiła się na impuls.

Oczywiście z tych eksperymentów można wyciągnąć wiele wniosków (np. dotyczących ludzkich zachowań eksploracyjnych, nudy, potrzeby stymulacji, itp.). O jednym z nich usłyszałem w audycji radiowej Dwójki (PR2 Polskiego Radia) na temat Mindfulness. Jeden z zaproszonych gości zinterpretował wynik właśnie tak, jak brzmi tytuł tego wpisu: Myślenie boli bardziej niż elektrowstrząsy… (to chyba dobry moment, by podziękować za inspirację ks.Jackowi Prusakowi, który w radiu opowiedział o tym właśnie eksperymencie – co ciekawe nie było go trudno znaleźć w angielskojęzycznym internecie po hasłach „students, self-application, electroshocks”).

Co takiego strasznego może być w bezczynności? I co ciekawsze, co takiego strasznego może być w swobodnym myśleniu?

Wiedza kliniczna podpowiada, że często w momencie gdy umysł jest bezczynny, nasze myśli dotykają nas samych: tego co dla nas ważne, co na stresuje, przeraża, często tego co jest naszym obrazem samego siebie. To może nie być miłe. Jednym z elementów pracy psychoterapeutycznej jest uczenie klienta tego jak być świadomym swoich myśli, jak odróżniać myśli i poruszenia emocjonalne nimi spowodowane od bodźców płynących z otoczenia. Mindfulness jest tu bardzo pomocne, choć oczywiście nie jest jedyną drogą.

Świadomość lub nieświadomość własnych procesów myślowych, skojarzeń, szlaków jakimi nasze myśli tworzą ciągi skojarzeń, ma ogromy wpływ na nasze samopoczucie i codzienne funkcjonowanie. Dodatkowo, gdy myśli są szczególnie przykre, ludzie są w stanie zrobić sobie wiele złego (przede wszystkim sobie, ale i innym), byle tylko je zagłuszyć. Psychoterapia oparta na wiedzy o funkcjonowaniu ludzkich procesów poznawczych i neurobiologii pozwala nauczyć skutecznie radzić sobie zarówno z „trudnymi” i przykrymi myślami, jak i z intruzjami, czy flashbackami.

Pierwszym krokiem, do którego zachęcam, gdyż każdy może go samodzielnie wykonać, jest zwrócenie uwagi na to jakie myśli są najczęstszymi gośćmi w naszym umyśle. Jak brzmią? Czy związane są z nimi jakieś obrazy? Czy słyszymy je wypowiadane swoim głosem, czy może to głos… nielubianej ciotki? Co te myśli nam robią? Jaki stan w nas wywołują? Co się dzieje potem – jakie przychodzą nam do głowy skojarzenia i ciągi myślowe… No i jak przekłada się to na nasze zachowanie, motywację, interakcje z innymi. Nie trzeba ku temu żadnych specjalnych warunków: wystarczy na spacerze, stojąc w korku, jadąc tramwajem lub siedząc na nudnym zebraniu, zadać sobie pytanie: jakie myśli przychodzą mi do głowy? Zauważyć to co się pojawia, a następnie zadać sobie pytanie: a jaka myśl będzie następna? To pierwszy krok do tego, żeby móc bardziej świadomie zmierzyć się z tym co mamy w głowie. Okazuje się, bowiem, że mimo iż nosimy dumne miano Homo sapiens, to nie zawsze jesteśmy „sapiens” 😉 i trochę praktyki dobrze nam robi.

PS.

Badacze byli bardzo ciekawi czy powyższe wyniki są charakterystyczne tylko dla grupy studentów. Powtórzyli je zatem na przedziale wiekowym 18-77 lat. Uzyskali taki sam obraz. Sprawdzili jak będzie z eksperymentem nie w laboratorium, ale w domu. Znaleźli to samo (z tym, że ludzie częściej oszukiwali grzebiąc w telefonie, albo robiąc coś w ramach domowych obowiązków).

artykuł źródłowy:

Science 4 July 2014: Vol. 345 no. 6192 pp. 75-77 DOI: 10.1126/science.1250830
Just think: The challenges of the disengaged mind
Timothy D. Wilson, David A. Reinhard, Erin C. Westgate, Daniel T. Gilbert, Nicole Ellerbeck, Cheryl Hahn, Casey L. Brown, Adi Shaked